wtorek, 24 czerwca 2014

Kawa w górach wysokich

Wyjazd w góry wysokie. W samolocie - napój kawopodobny. Trzeba brać sok pomidorowy i herbatę z cytryną. We wioskach u podnóża tylko rozpuszczalka i kawa gotowana/"po turecku". Trzeba brać herbatę. Czasem mają herbaty z lokalnych ziół - wtedy jesteśmy uratowani! A na lodowcu? Topimy śnieg. I co dalej? "Kawa rozpuszczalna" z "mlekiem" i "cukrem", 3 w 1? Bleeeeeeeeeeeeeeee...

Poprzedni tydzień spędziłem na Kaukazie Północnym: w Kraju Stawropolskim i Republice Kabardyjsko-Bałkarskiej. Celem głównym wyjazdu było wejście na Elbrus (5.642 m n.p.m.), szczyt uznawany przez niektórych za najwyższy w Europie. Wszystko zależy od tego, w którym miejscu poprowadzimy granicę między Europą i Azją na Kaukazie. Tak, czy siak, zbierając paciorki do Korony Ziemi, nie wystarczy wejść na siedem szczytów, tylko trzeba ich zaliczyć dziewięć. Oprócz dubletu Europejskiego (Elbrus vs. Mt. Blanc), mamy jeszcze duet Australijsko-Oceaniczny (Piramida Carstensza vs. Góra Kościuszki). Szczyt Elbrusa zdobyłem w poniedziałek, 16. czerwca o godz. 11:30, po siedmiu godzinach podejścia. Widok ze szczytu był przecudowny. Elbrus jest wygasłym wulkanem, górującym nad potężnym pasmem właściwego Kaukazu. Jest to więc rzecz niezwykła – na monumentalne pasmo górskie patrzysz z jeszcze wyższej platformy widokowej.

Ale ad rem – czyli do kawy. Było bardzo źle - tak jak w pierwszym akapicie. Ale uratowały mnie dwie rzeczy: światowość i zapobiegliwość. Światowość prowadzących sklep, wypożyczalnię i serwis sprzętu górskiego, o nazwie 7 SUMMITS CLUB w Terskolu, na zakręcie do Czegetu. Trzy razy zachodziłem tam na darmową kawę z ekspresu. Nie będę opisywał jej smaku. Czy po trzech dniach tułaczki po Saharze, pytalibyście się umierającego z pragnienia wędrowca o smak wody?

Zaś zapobiegliwość była moja. Przed wyjazdem zaszedłem do sklepu turystycznego Tuttu w Poznaniu, przy ul. Dąbrowskiego 54. Zakupiłem tam papierowy woreczek, mieszczący w sobie pojemniczek ze zmieloną kawą (26 g), filtr, pojemniczek na kawę oraz dziubek do nalewania. Wszystko papierowo-kartonowe. Kosztował 9,90 zł. Wszystko, co będę potrzebował w górach, żeby zrobić z tego kawę, to przegotowana woda.

Producentem tego cudownego wynalazku są Duńczycy z Coffeebrewer Nordic A/S, działający pod marką Grower’s Cup Coffeebrewers. Wybrałem kawę Ethiopia Sidamo 4. Ziarno pochodzi ze spółdzielni Doga Bulchani, z obszaru Sidama w Oromii. Rolnicy uprawiają tam działki o wielkości od 0,25 do 1,5 ha, stosując ogrodowy system upraw.

Wystarczy otworzyć torebeczkę, wlać 0,5 l gorącej wody, zaparzać przez 5 do 8 minut, i przelać do kubka. Bingo! Czeka nas słodki aromat, niska kwasowość, smak suszonych wiśni i czekolady. Producent porównuje ten sposób zaparzania do french-pressu. A wszystko to tuż po zejściu z Elbrusa - najwyższej góry Europy.

Przyjemność na najwyższym europejskim poziomie.












 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz